Zauważyłam, że ludzie wokół mnie,
szczególnie ci 40+, mają zaskakującą tendencję do pytania o jedno i to samo:
„to gdzie składasz na magisterkę?” Większość nawet celuje w jedną i tą samą
uczelnię, jakby w całej Polsce nie było żadnej innej.
Po pierwsze – denerwuje mnie to ogólne i
(w oczach wielu starszych) absolutnie niepodważalne założenie, że po
licencjacie koniecznością jest od razu iść na magisterkę. Czy to jest zapisane
w obowiązkach młodego obywatela Polski? Czy nie sprostanie temu oczekiwaniu
wypchnie mnie poza margines społeczny? Bo takie można odnieść wrażenie.
Po drugie – nie wydaje mi się, aby ktokolwiek
(nawet moja własna rodzina) znał się lepiej ode mnie na moich marzeniach,
przekonaniach, potrzebach i celach. A od jakiegoś czasu chyba właśnie to
próbują mi udowodnić.
Po trzecie – nawet, jeśli wypowiadają
swoje zdanie w dobrej wierze i ze szlachetnymi intencjami, w imieniu własnym i
wszystkich innych młodych ludzi, głośno protestuję. Jestem dorosła, mam (jako
takie) swoje życie. Ale jestem też młoda. I jeśli nawet jestem zagubiona i nie
wiem, co robię, dlaczego nie pozwolić mi samej się odnaleźć? Jeśli nie teraz,
to kiedy mam popełniać własne błędy i uczyć się ponosić za nie konsekwencje?
Doceniam tą wszechobecną troskę o moją przyszłość, ale pozwólcie mi obierać
własne ścieżki.